Port w Sarandzie.

Najpopularniejszym sposobem dostania się do Sarandy, jest przeprawa promowa z greckiej wyspy Korfu, gdzie lądują samoloty z kilku Polskich miast. Poszliśmy więc obejrzeć port w tym albańskim kurorcie. Poniżej panorama portu.

Z Korfu można przepłynąć jednym z promów w 1,5 godz. lub wodolotem w 30 min. Cena i ilość kursów, zależy od pory roku. Jest tu też terminal. Pamiętajmy, że wybierając się na Korfu - przekraczamy granice Unii Europejskiej. Czyli czeka nas normalna odprawa.

Port, to w Sarandzie dość charakterystyczne miejsce. Tu zaczyna się deptak, stąd doskonale widać całą panoramę miasta i co najważniejsze - widać go z każdego niemal miejsca. Jeśli na chwilę stracisz orientację - wystarczy się rozejrzeć i odnaleźć go wzrokiem i już wiesz gdzie jesteś.

Poniżej kilka zdjęć portu.


Tak to już w życiu jest, że jak się gdzieś ruszysz, to prędzej czy później trafisz na nie lada atrakcję. Podczas naszego pobytu mieliśmy możliwość podziwiania statku wycieczkowego MSC Poesia.
Ten 293 metrowy kolos zacumował przy wejściu do portu. Podróżnych na ląd transportowano łodziami.
Jak później przeczytaliśmy, statek w latach 2016-2018 pływa po Morzu Śródziemnym, a następnie odwiedzi Wyspy Kanaryjskie, Wyspy Karaibskie i Amerykę Południową. Właśnie 1 czerwca 2017 zawitał do Sarandy. Stojąc w porcie i mierząc obiektywem w to cacko, nie zdawaliśmy sobie sprawy jaki to olbrzym. Mimo, iż był prawie na wyciągnięcie ręki.

Zaprojektowany we Włoskim stylu i wybudowany w 2008 roku wycieczkowiec, pływa pod banderą Panamy. Posiada 16 pokładów z czego 13 pasażerskich. Zabiera 3000 pasażerów, a załoga liczy 987 osób.
Większość z 1275 kabin i apartamentów, posiada swój balkon. Nie brakuje tu atrakcji rozrywkowych, kulinarnych i sportowych. Na pokładzie jest 5 restauracji, bary, sale klubowe, kawiarnie, 2 baseny, 4 jacuzzi, kino, teatr, kasyno, SPA, sale konferencyjne, kącik zabaw dla dzieci, sklepy, itd.

Gdy statek powoli opuszczał zatokę w Sarandzie, kierując się w głąb Morza Jońskiego, wróciliśmy do hotelu.
Wracając szybkim krokiem na obiadokolację, zdążyliśmy zapomnieć o wycieczkowcu. Jednak z chwilą wejścia na teren hotelu, miłe zaskoczenie. Statek przepływał przed nami, prezentując się w całej swej okazałości.
Wyglądało, że chciał się z nami pożegnać. Jego pojawienie się, zdziwiło Dorotę i Teo, którzy nie byli z nami w porcie.
Zanim jednak statek zniknął za horyzontem, Jacek zdążył go jeszcze chwilę potrzymać.

Tekst i zdjęcia Jacek Młynarczyk.


Jeśli chcecie zobaczyć, gdzie nasze ciała zmieniały kolor na mahoniowy brąz - zapraszamy do Ksamilu.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz