Drugi nocleg zaplanowany mieliśmy w Krzemieńcu.
Do hotelu przyjechaliśmy zmęczeni, wygłodzeni i mało komu chciało się po obiadokolacji gdzieś ruszać w miasto. Tym bardziej, że jutro po śniadaniu zaplanowany mieliśmy spacer po Krzemieńcu, miejscu gdzie urodził się Juliusz Słowacki.
Zaintrygowała nas głośna muzyka, którą słyszeliśmy przez otwarte okna. Dochodziła od strony centrum miasta. Musieliśmy to sprawdzić.
Jak to strażacy, dość szybko byliśmy gotowi do drogi. Ruszyliśmy. Plan miasta okazał się niepotrzebny. Muzyka, śmiechy, wrzaski, totalny hałas - prowadziły nas jak po sznurku do samego centrum zabawy.
Ze względu na późną porę, odpuściliśmy sobie zwiedzanie kościołów i skierowaliśmy swoje kroki do pobliskiego parku.
Trafiliśmy na sprawcę całego zamieszania. Rockowy zespół muzyczny przycinał ostro w muszli koncertowej, a ukraińska głównie młodzież, szalała przed sceną.
Wokół rozstawione były stragany, ławeczki, wszędzie pachniało grillowaną kiełbasą i piwem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz