W drogę wyruszyliśmy godzinę przed północą z Dzierżoniowa. Drugi przystanek godzinę później we Wrocławiu. Teraz już w komplecie prosto na granicę w Medyce. Noc minęła szybko, niemal wszyscy spali. Nad ranem, gdy autokar pomykał autostradą w strugach deszczu i we mgle - nie cichły obawy na temat niesprzyjającej aury. Na jednym z przystanków w Przemyślu dosiadła się do nas nasza Pani przewodniczka. Bardzo sympatyczna rodowita Lwowianka Masza Kałasznikowa.
Mieszka we Lwowie i specjalnie przyjechała do Przemyśla, aby z nami wjechać na Ukrainę. Na przejściu granicznym spędziliśmy 2 godziny ( podobno to nie długo ). Gdy wjechaliśmy na teren naszych wschodnich sąsiadów, Masza opowiadała nam o położeniu geograficznym kraju, trochę o historii, o walucie i kulinariach. Robiła to w sposób ciekawy i na tyle interesujący, że w autokarze panowała totalna cisza. Masza ( lub jak kto woli Maria - bo to od tego imienia pochodzi zdrobnienie ) podawała nam przydatne informacje na temat bezpieczeństwa, wymiany waluty i uczyła nas ukraińskiej wymowy podstawowych zwrotów grzecznościowych. Na zewnątrz autokaru jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, wstawał słoneczny dzień niczym nie przypominający deszczu który zostawiliśmy po polskiej stronie.
W miłej atmosferze dotarliśmy do Lwowa. Nieco umęczeni kilkugodzinnym siedzeniem w autokarze, rozpoczęliśmy zwiedzanie dawnego polskiego miasta posiadającego niezwykły klimat i bogatą historię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz